Szczepienie Julki... Gorączka Olka... To natchnęło mnie do napisania nowego posta.
Oluś, odkąd się urodził, nie chorował praktycznie wcale. Bardzo się cieszyliśmy z tego powodu. Jedyne co się wydarzyło, to guzek sutka. Baliśmy się wtedy bardzo, bo nie wiedzieliśmy co nas czeka, a słowo GUZ zawsze budzi przerażenie. Jednak nie było to nic takiego poważnego i zeszło po antybiotyku. Jedynie ujeździliśmy się na kontrole do szpitala dziecięcego 'Prokocim".
W grudniu, gdy miał niecały rok, zaczął chorować na krtań... Pewnej nocy zaczął się dusić. Pojechaliśmy na dyżur. Dobrze zrobiliśmy,m bo podobno samo by mu nie przeszło. Okazało się, że to zapalenie krtani. Po tym Olek miał podrażnioną krtań i przez kilka kolejnych miesięcy chorował jeszcze kilka razy. Na szczęście miałam już w domu lekarstwa, wiedziałam co robić i czułam się spokojniejsza.
Ciąża.. Też martwiłam się.. I to w obu przypadkach.. zeby dzieci były zdorowe, żeby przy porodzie nic im się nie stało.. Martwiłam się.
Wczoraj Julka miała szczepienie. Nie pierwsze przecież, a jakoś tak się martwiłam... Że będzie płakać, że potem może się źle czuć... Mimo, ze uwazam, ze szczepienia sa bardzo dobre (o czym planuje w przyszłości napisać) i szczepimy Julke dodatkowo. Martwiłam się, zwyczajnie, jak mama...
Dziś obudziłam się, a maz do mnie "Ej Olek ma 38 stopni". Poleciałam do niego, a on taki pół żywy... Cały czerwony.. Prawie sie nie ruszał. Nie chciał wypić lekarstwa. Dopiero jak mąż przyniósł soczek i Olek się napił, udało mu się dać lekarstwo na zbicie gorączki.
Temperatura szybko spadła, Olek potem wyglądał jak całkiem zdrowy. Nic mu więcej nie było, więc myślę, że winowajcą są zęby, bo idą mu piątki, ale i tak..martwiłam się.
Za każdym razem, gdy Olek się uderzy, skaleczy, gdy muszę zostawić dzieci w domu, bo mam jakieś załatwienie, MARTWIĘ SIĘ...
Tak! MARTWIĘ SIĘ... To nieodłączny element bycia mamą. Zawsze będziemy się martwić. To znaczy, że kochamy, że zależy nam na naszych dzieciach... Byle głupota, może być powodem do zmartwień. Ale to nic złego! Tak myślę... Nie ma nic dziwnego, ani złego w tym, że się martwię. Jestem mamą. Kocham swoje dzieci nad życie. Nie chce żeby cierpiały. Chce żeby miały życie jak najlepsze... więc martwie się.
Zawsze dziwiłam się mojej mamie, że się tak martwi o mnie i brata... Teraz jej się wcale nie dziwie.. Bo jestem mamą.. Martwie się..
dobrze napisane. gdy wyszłam z koleżaką, mówiłam jej, że się martwie, zastanawiam się co tam u mojego dziecka. na co ona: przieciez jest pod dobrą opieką. nie ważne- tzn ważne. ale ja i tak się martwiłam, myślałam, zastanawiałam się... chyba każda matka tak ma :) ja też gdy byłam z Zuzią na kolejnym szczepieniu jakaoś tak bardziej się martwiłam...nie wiem od czego to zależy. najważniejsze, że już wszystko dobrze :)
OdpowiedzUsuńRaźniej się czuję po tej lekturze. Kiedyś u siebie pisałam post o tym, że jestem matką paranoiczką, ale taka jest prawda, że każda mama ma coś z paranoiczki. To wszystko z miłości do naszych dzieci.
OdpowiedzUsuńojj tak... nie bedąc mamą tego nie rozumiałam kompletnie.. a teraz sama tak mam
Usuńjeszcze nie potrafię sobie tego wyobrazić - ale ja już czuję planując życie z drugą osobą lekkie obawy
OdpowiedzUsuńno niestety mam wrażenie, że to nieodłączny element:) zachęcam do dodania bloga do obserwowanych:) będzie mi bardzo miło
UsuńBardzo fajnie napisane.. Jakbym czytala o sobie. Tez tak mam. Tez sie martwię. I kazda mama z powolania tak ma. Gdy zostawiam córeczkę na pare godzin jadac ma uczelne (mimo ze wiem ze ma wspaniala opieke) to i tak dzwonie po kilka razy..
OdpowiedzUsuńno ja m.in ze względu na to nie wróciłam na studia... chyba nie dałabym rady..mimo, że ufam mojej rodzinie
Usuńzachęcam do dodania bloga do obserwowanych:) będzie mi bardzo miło